Strona:Maryan Gawalewicz - Poezye.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I łzy, sieroctwo, i wstyd, i wyrzuty,
Które mi gryzły serce, jak robaki ciało:
Upadłam, a los kopał, i lata to trwało!...
Świat palcami wytykał, wyrzekli się swoi,
On, jak inni... lecz co tam! przed Bogiem już stoi,
Niech się Bogu wykręca i z winy tłómaczy —
Magdalenie przebaczył Pan — jemu przebaczy.
Zostałam sama z dzieckiem...
Prawda, płacić chcieli,
Dla dziecka nawet przyszłość zabezpieczyć mieli;
Ale mi je kazali niby szczenię rzucić,
I pójść sobie w świat saméj, gdzie oczy poniosą,
Wyjechać z miasta, z kraju i nie wrócić,
Jeżeli nie chcę chodzić i głodno, i boso...
Wolałam to... ja matka, to psie prawo moje
Być przy dziecku, przy mojéj hańbie, czy też chlubie,
Wszystko jedno, — ja matka, przy tém prawie stoję!...
Próbowali przymusić — ulegli po próbie,
I sami odstąpili; — rzuciłam im w oczy
Jałmużnę, tak — bom ja się sprzedawać nie chciała,
Jak ta wyrodna!...
O! serce krwią broczy....
Upadłam — prawda, Boże, alem ja kochała!...
Co tam, złe zawsze złem i czeka kary,
Przyszła, przyszła, a lata ciągnęła się całe...