Strona:Marya Weryho-Las.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zaraz, zaraz! — odpowiedział chrabąszcz — zjesz mnie, i owszem, tylko wysłuchaj najciekawszego miejsca z opowiadania o mojem życiu.
— A prędko to nastąpi? — zapytał szpak.
— Niezadługo — odpowiedział owad, wyprostowując swoje nadszarpnięte skrzydło.
— Pół roku — ciągnął — dalej, a może i więcej tak przespałem. Nademną podobno śniegi leżały, mrozy ściskały ziemię, wiatry się unosiły, ale ja tego nic nie czułem.
Dnia pewnego budzę się niezwykle silnym i widzę w sobie wielką zmianę. Mam głowę, piersi i odwłok, jak i każdy owad; mam sześć nóg, dwie pary drobnych skrzydeł, na głowie różki ze szczoteczkami dla odgrzebywania ziemi z oczu, słowem jestem owadem doskonałym.
— I poleciałeś czemprędzej liście objadać. Zanim ja ciebie, ladaco! — wołał gniewnie ptak i podskoczył nad chrabąszczem.
— Zaraz — odrzekł, cofając się trochę owad — teraz właśnie dochodzimy do najciekawszego miejsca.
I chrabąszcz zaczął znowu opowiadać:
— Niedługo siedziałem w tej ciasnej ciupie, szarpnąłem się raz, drugi raz, zerwałem oponę i byłem wolny. Nie namyślając się bardzo, zacząłem wdrapywać się do góry, zabrzęczałem skrzydłami i wzniosłem się wysoko, wysoko!
Przy tych słowach, chrabąszcz wzleciał tak