Strona:Marya Weryho-Las.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choinkę, proszą by się bawił z niemi, jak inne dzieci. Staś przygląda się, uśmiecha się i nie wierzy, że i on może być tak szczęśliwy.
Tymczasem Bartosz, widząc że syn długo nie wraca, poszedł go szukać. Długo chodził po mieście, pytał przechodniów, ale wszystko daremnie.
Nad ranem dopiero znalazł Staśka swego opartego o mur kamienicy, ale prawie nawpół nieżywego.
Przemarzł Stasiek bardzo; gdyby się ojciec o pół godziny spóźnił, kto wie coby się było stało...