Strona:Marya Weryho-Las.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sroka dawno zazdrościła dudkowi, że tak się nim ptaki zajmują i teraz była bardzo rada, że może o nim coś złego powiedzieć.
— Cóżeś tak niedobrego dojrzała w tem miluchnem stworzeniu?
— Dobrze mi, miluchne, brudactwo takie!... wstydziłabym się przyznać do znajomości! Rano oblatuję sobie las w około, zaglądam w rozmaite gniazda...
— Bardzo ci to było potrzebne — wtrąciła kraska.
— Wtem czuję jakiś przykry zapach. Dziwię się skąd się wziął, bo chyba w lesie śmietników niema. Zbliżam się i cóż widzę?... W obszernej dziupli, w kupie największego brudu siedział wasz dudek ukochany, trochę próchna brudnego pod spodem i to całe jego posłanie było!...
— Może przypadkowo tylko tam usiadł? — spytała sójka.
— Nie broń go, moja droga, bom na własne oczy w tym barłogu widziała pięć jaj niedużych. Sam również nie lepiej wygląda od swego gniazda, brudny, zawalany błotem, jak nieboskie stworzenie. Nie podobna tak lasu naszego zanieczyszczać, trzeba dudka natychmiast wyrzucić! — wołała zaperzona sroka.
— Czekaj na sąsiada, trzeba się dobrze przekonać, czy tak jest w rzeczywistości.