Strona:Martwe dusze.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Powieść o kapitanie Kopiejkinie.

Po kampanii dwunastego roku, panie ty mój, (tak zaczął pocztmajster, nie zważając na to, że w pokoju było sześciu panów, a nie jeden), — po kampanii dwunastego roku między rannymi był i kapitan Kopiejkin. Szalona głowa, kapryśny jak djabeł, siedział i na odwachu i w kozie — wszystkiego doświadczał. Czy pod Krosnym, czy pod Lipskiem, ale możecie sobie wystawić, kula oderwała mu rękę i nogę. Wtedy nie zdążyli jeszcze zrobić, wiecie, takich rozporządzeń co do ranionych; ten tak zwany inwalidny kapitał, był dopiero ustanowiony w pewnym rodzaju późniéj.
Kapitan Kopiejkin zmiarkował: trzebaby pracować, ale ręka to jego, rozumiecie, lewa. Odwołał się do domu do ojca, ale ojciec mu powiada: „Nie mam ci co dać jeść“; możecie sobie przedstawić, „sam dla siebie ledwie mam kawałek chleba.“ Otóż mój kapitan Kopiejkin postanowił, panie ty mój, udać się do Petersburga, żeby starać się o jaką zapomogę... Jak tam, wiecie, czy z transportami, czy na furgonach rządowych, dosyć, że tak czy owak, panie ty mój, dostał się do Petersburga. Nie możecie sobie przedstawić: takiéj, jakiéj niebądź, to jest, kapitan Kopiejkin raptem ocknął się w stolicy, jakiéj, tak powiedziawszy, nie ma drugiéj na całym świecie. Rap-