Strona:Martwe dusze.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uszkin siadł w fotel i zdawało się, że nie miał już przedmiotu do rozmowy.
— Wy już zabieracie się jechać? rzekł, widząc poruszenie Cziczikowa, który chciał wyciągnąć tylko swoją chustkę od nosa.
To zapytanie przypomniało mu, że w saméj rzeczy nie miał tu co więcéj robić, to téż odpowiedział biorąc za czapkę:
— Tak, tak, już czas.
— A herbaty?
— Nie, już lepiéj herbaty napijemy się innym razem.
— Jakto? a ja kazałem nastawić samowar. Muszę prawdę powiedzieć, że ja niewielki smakosz herbaty; napój drogi, przytém cena cukru niemiłosiernie podskoczyła. Proszka! już nie potrzeba samowaru. Sucharki odnieś Marcie, słyszysz? — Niech je położy na tém samém miejscu; albo nie, podaj je tutaj, ja sam je odniosę. Bądźcie zdrowi, ojcze, niech was Bóg błogosławi! A list oddajcie prezesowi, niech go przeczyta ten mój stary znajomy....
Następnie to dziwne zjawisko, ten najeżony starzec wyprowadził gościa na ganek, potém kazał zamknąć bramę, obszedł wszystkie magazyny, żeby zobaczyć, czy stróże stoją na swoich miejscach; poszedł następnie do kuchni, w któréj pod