Przejdź do zawartości

Strona:Martwe dusze.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dząc, że to się na nic nie przyda, szli sobie na przebój. Przeszedłszy kawał nie mały, stanęli na granicy, którą oznaczał mały słupek i wąziutki rowek.
— Oto granica! rzekł Nozdrew: — wszystko co widzisz po téj stronie, to wszystko moje, i nawet to, co po tamtéj stronie, cały las, który ciemnieje w dali, i wszystko co za lasem — wszystko moje.
— A od kiedyż las do ciebie należy? zapytał szwagier? — Czyś go kupił? Przecież to nie twój las.
— Tak, kupiłem go niedawno, odpowiedział Nozdrew.
— Jakżeś ty mógł go tak prędko nabyć?
— Od trzech dni go kupiłem i drogo zapłaciłem, niech djabli porwą.
— Przecież byłeś wtedy na jarmarku.
— Eh ty Sofron![1] Alboż nie można być w tym samym czasie na jarmarku i las kupić? Ja byłem na jarmarku, a mój pisarz kupił las bezemnie.

— Chyba że pisarz kupił, rzekł szwagier, ale jakoś nie wierzył i kręcił głową.

  1. Sofron imie własne, używane w Rosyi dla oznaczenia głupca.