Strona:Martwe dusze.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a znowu od czegoby była wola pańska? Baty potrzebne, bo chłop swawolny; należy utrzymać porządek. Kiedy jest za co, to i smagaj; dla czego nie wysmagać?
Na takie rozumowanie Cziczikow nie wiedział, co odpowiedzieć. Zdało się wreszcie, że Opatrzność zlitowała się nad nimi, bo opodal dało się słyszeć szczekanie psów. Uradowany Cziczikow kazał konie poganiać. Rosyjski furman posiada instynkt lepszy jeszcze niźli oczy; zdarza się czasem, że zamrużywszy oczy, pędzi co koniom sił starczy — i zawsze dojedzie, gdzie trzeba. Selifan nic nie widząc, pokierował tak końmi, że wyjechał prosto na wieś i dopiero stanął, gdy dyszlem w płot uderzył i daléj jechać było niepodobieństwem. Cziczikow spostrzegł, choć jeszcze padał deszcz rzęsisty, coś podobnego do dachu i posłał zaraz Selifana z rozkazem, by wrót odszukał. Byłoby to jednak długo trwało, gdyby w miejsce szwajcarów nie było w Rosyi gromady psów, które chałaśliwie o jego przybyciu uprzedziły. Błysło światło w jedném oknie, promień jego dosięgnął aż do płotu i ujrzeli w pobliżu wrota. Selifan zaczął stukać, zaraz téż otworzyła się furtka i wysunęła się jakaś postać w sukmanie, a pan i furman usłyszeli ochrypły głos babi:
— Kto tam stuka? czego się tak dobijacie?