Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W sobotę, drugiego września nie wrócił do domu na kolację. Byłem trochę zaniepokojony i posłałem po niego murzyna na fermę oskarżonego; murzyn wrócił i powiedział, że brata tam niema. Zaczynałem się coraz bardziej lękać i nie mogłem sobie znaleźć spokoju; położyłem się do łóżka, ale nie mogłem spać; wstałem w nocy i wyszedłem z domu. Doszedłem aż do fermy oskarżonego i długo krążyłem tam w nadziei, że spotkam gdzieś swego biednego brata, wcale nie podejrzewając, że wszystkie jego troski skończyły się na zawsze i że przeniósł się on tam, skąd...
Tu znów głos mu się załamał, i tym razem prawie wszystkie kobiety płakały. Wkrótce się uspokoił i ciągnął dalej:
— Próżne były moje nadzieje, i wkońcu poszedłem do domu i spróbowałem choć trochę pospać, ale nie mogłem. Po upływie dnia czy też dwóch zaczęto się niepokoić, przypominano sobie, że oskarżony groził bratu, i zaczęto mówić, że brata mego zabito. Zaczęto szukać jego ciała, przetrząśnięto całą okolicą, ale nic nie znaleziono i odłożono tę sprawę. Ja zaś myślałem, że brat poprostu odszedł gdzieś na jakiś czas, żeby odpocząć, a potem znów powróci do domu. Ale w sobotę wieczorem, dziewiątego, przyszli do mnie do domu Laim Bib i Jim Lain i opowiedzieli mi wszystko o tem okropnem morderstwie; serce miałem złamane. Wówczas przypomniałem sobie pewną okoliczność, na którą przedtem nie zwróciłem uwagi, gdyż jeszcze wcześniej było mi wiadome, że oskarżony miał nawyk chodzenia we śnie i w takich chwilach zupełnie nie zdawał sobie sprawy, co robi i gdzie się znajduje. Teraz