Przejdź do zawartości

Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



VIII

Śniadanie było niezbyt wesołe. Ciocia Sally wydawała się starą, znużoną i pozwalała dzieciom psocić przy stole, nie zwracając na nie uwagi, co przedtem nigdy się nie zdarzało; Tom i ja nie mieliśmy ochoty do rozmowy, bo trzeba było pomyśleć o wielu rzeczach. Benny wyglądała tak, jakby nie spała całą noc, i za każdym razem, kiedy podnosiła głowę, żeby ukradkiem spojrzeć na ojca, miała w oczach łzy; co się zaś tyczy starego Silesa, talerz jego pozostawał nietknięty, a on wciąż myślał i myślał, niczego nie spostrzegając i nie zamieniając z nami ani słowa.
Gdy milczenie stało się szczególnie ciężkie do zniesienia, w drzwiach znowu ukazała się głowa wczorajszego murzyna, który powiedział, że jego pan Brais zaczyna się bardzo niepokoić o pana Jupitera, że ten ostatni jeszcze nie wrócił do domu i że pan Brais pyta, czy pan Siles nie będzie tak dobry...
Mówiąc to, patrzył na wuja Silesa, lecz nagle zatrzymał się, jakby słowa uwięzły mu w gardle,