Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nad tem właśnie i ja się zamyśliłem. To było ciekawe. Byłem poprostu zdumiony. Naco mu dłótko? — zadawałem sobie pytanie. Kiedy wyszedł ze sklepiku, schowałem się, żeby mnie nie zauważył, śledziłem go aż do następnego sklepiku, gdzie kupił czerwoną koszulę flanelową i inne części starego ubrania — tego samego, w którem widzieliście go tu na pokładzie i które mi opisaliście. Swój bagaż schowałem w szalupce, którą przygotowaliśmy sobie, żeby popłynąć wgórę rzeki. Potem zabraliśmy od hotelarza zwitek z brylantami, wsiedliśmy do szalupki i ruszyliśmy w drogę.
Żaden z nas nie odważał się zasnąć; pilnowaliśmy się wzajemnie. Było to bardzo przykre, tem bardziej, że przed paroma tygodniami pokłóciliśmy się i tylko dzięki tej sprawie z brylantami zapanowała między nami chwilowa zgoda. Sytuacja była tem gorsza, że na trzech przypadały dwa brylanty. Najpierw zjedliśmy kolację, potem zaczęliśmy się przechadzać po pokładzie i palić, dopóki nie zapadł zmierzch; wówczas zeszliśmy do kajuty, zamknęliśmy drzwi, rozwinęliśmy zwitek, żeby się przekonać, czy brylanty są nienaruszone, położyliśmy je na dolnej koi, żeby pozostały na oczach wszystkich, i zaczęliśmy ich pilnować, robiąc wszelkie możliwe wysiłki, żeby nie zasnąć. Wkońcu Dixon nie wytrzymał. Gdy tylko zachrapał w sposób zupełnie naturalny, z głową, spuszczoną na piersi, Hall Cliton mrugnął na mnie, wskazując mi najpierw brylanty, a potem drzwi, i zrozumiałem, o co mu chodzi. Wyciągnąłem rękę i ostrożnie wziąłem zwitek; kilka chwil staliśmy bez ruchu, wstrzymując oddech; Baud