Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W centrum Amfiteatru stały cztery ogromne namioty na honorowem miejscu, ogrodzonem barierami; były otoczone wartą honorową w połyskujących szatach. Namioty były narazie zamknięte. Gdy nowoprzybyły zaczął wchodzić po stopniach, kłaniając się i uśmiechając na wszystkie strony, namioty te nagle się otwarły, i zobaczyliśmy w nich cztery wspaniałe trony ze szczerego złota. Na dwóch środkowych siedzieli dwaj siwi starcy, a na dwóch bocznych dwaj piękni archaniołowie w błyszczących zbrojach z kutemi aureolami na głowach. Widzowie uklękli, i przez ich szeregi popłynęła fala radosnego szmeru.
— Dwaj archaniołowie! To wspaniałe! Ale kim są tamci dwaj? — dało się słyszeć w szeregach.
Archaniołowie oddali nowoprzybyłemu krotki ukłon wojskowy; obaj starcy powstali, i jeden z nich rzekł: „Witają cię Mojżesz i Izajasz!“ Potem wszyscy czterej znikli, i trony opustoszały.
Nowoprzybyły miał minę, trochę rozczarowaną — spodziewał się widocznie, że będzie mógł popłakać na ich ramieniu. Ale widzowie byli zachwyceni — widzieli Mojżesza i Izajasza. Wszyscy powtarzali bezustanku: „Widzieliście? Ja doskonale widziałem ich obu — tak samo, jak was teraz widzę!“
Procesja ruszyła dalej, pociągając za sobą nowoprzybyłego. Tłum się rozszedł. Po drodze do domu Sandy mówił mi, że to przyjście było jednem z lepszych i że nowonawrócony ma prawo