Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiś rumb, półtora i natychmiast wziąłem dawny kierunek, jak tylko wyścig się skończył.
— To nie ma znaczenia. Przyczyną całego galimatjasu jest właśnie to odchylenie. Ono sprowadziło pana do bramy, odległej od tej, która panu jest potrzebna, o biljony mil. Gdyby pan trafił wprost do swojej bramy, tam zarazby określili pański świat, i nie byłoby żadnej zwłoki. Ale spróbujemy to naprawić. — Zwrócił się do młodszego urzędnika i zapytał: — Do jakiego systemu należy Jowisz?
— Nie przypominam sobie dokładnie, sir, ale zdaje mi się, że jest taka planeta w jednym z niewielkich systemów późniejszej formacji, znajdującym się w najbardziej pustej części wszechświata. Zresztą zbadam to.
Zaopatrzył się w balon i zaczął powoli wznosić się na nim wgórę nad mapą, wielkości Road-Island, aż mi znikł z oczu. Potem od czasu do czasu zniżał się, brał coś do jedzenia i znów wzbijał się wgórę. Żeby się za bardzo nad tem nie rozwodzić, powiem krótko, że na tem zajęciu upłynęło dobre dwa dni; wkońcu opuścił się wdół i oświadczył, iż zdaje się, znalazł ten system słoneczny; możliwe zresztą, że to tylko ślady, pozostawione na mapie przez muchy, a bynajmniej nie wyobrażenie systemu. Zabrał ze sobą mikroskop i znowu wzniósł się wgórę. Jego obawy nie były usprawiedliwione. Było to właśnie wyobrażenie naszego systemu słonecznego. Poprosił mnie, żebym mu opisał naszą planetę i podał jej odległość od słońca, poczem oświadczył swemu zwierzchnikowi:
— O, teraz już wiem, o czem on mówi, sir.