Strona:Mark Twain - Król i osioł oraz inne humoreski.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia. Chwycił Jacoba Blewens’a za ucho, wykręcił je, poczem dał mu kopsa, lecz w tymże momencie nasz grzeczny chłopiec wyleciał przez dach i pomknął ku słońcu, wraz z resztkami piętnastu psów, które snuły się za nim wgórze, niby ogon węża papierowego. Co się zaś tyczy przedśmiertnej mowy, to nie mógł już jej wygłosić Jacob Blewens, aczkolwiek na ułożenie jej zmarnował tyle czasu. Prawdopodobnie wygłosił ją ptakom, albowiem główna część jego ciała spadła na szczyt drzewa w jednym powiecie, a reszta podzielona została akuratnie na cztery inne powiaty, skutkiem czego trzeba było aż pięciu badań sądowych, by wyjaśnić, czy Jacob żyje czy też umarł i jak się to stało...
Tak oto zginął grzeczny chłopiec, który poczynał sobie zawsze w sposób szlachetny, ale osiągał rezultaty zawsze niezgodne z czytankami. Wszyscy chłopcy, poczynający sobie podobnie jak on, wychodzili na tem jak najlepiej w czytankach. Tylko z nim było inaczej! Los jego był, zaiste, niezwykły.