Strona:Mark Twain - Humoreski i opowiadania I.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc porę dnia zupełnie właściwą. Tym sposobem, mój zegarek, czas mierzył przeciętnie i nikt nie miałby prawa oczerniać go, iż nie wypełnia mniej więcej swoich obowiązków. W każdymrazie, wskazywanie przeciętne czasu nie jest pożądaną cnotą zegarka, zaniosłem więc moje narzędzie do innego znowu zegarmistrza. Powiedział mi wręcz, że sprężyna jest złamana. Okazałem zadowolenie z tego powodu, albowiem mogło być gorzej. Mówiąc otwarcie, nie miałem najmniejszego pojęcia o tem, czem jest sprężyna. Nie chciałem jednak przed człowiekiem obcym zdradzać mojej nieświadomości. Naprawił otóż sprężynę, chociaż zegarek, zyskawszy z jednej strony, stracił wiele z drugiej. Szedł przez pewien czas i znowu na pewien czas ustawał i tak dalej, przyczem długość antraktów zależała od jego dobrej woli. Za każdym razem gdy ruszał, dawał „sztosa,“ bardzo podobnego do pchnięcia karabina po strzale. Przez pierwsze dni chodziłem z piersią mocno wywatowaną, lecz w konkluzji, znowu go odniosłem do zegarmistrza, który zegarka mego nie miał jeszcze w swoich rękach. Ten rozebrał go na cząstki, o ile możności najdrobniejsze, każdą oddzielnie badał przez lupę i zaopinjował, że „szpindel“ jest trochę w nieporządku. Naprawił go i nadał mu chód zupełnie świeży. Od tej pory, szedł bardzo dobrze i tylko co dziesięć minut, wskazówki obydwie schodziły się z sobą w kształcie nożyc i tak złączone, maszerowały razem po tarczy. Najstarszy człowiek na globie, nie byłby w możności z pomocą takiego zegarka określić początku ani końca dnia lub nocy i wzgląd ten skłonił mnie do ponownej reparacji.