Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

HERRUBZ ogniem w oczach. Pozwól mi żyć nadzieją, że lotnictwo w przyszłości będzie jedynie międzynarodową obroną ogólno-ludzkiego bezpieczeństwa. Niebo trzymać będzie straż nad ziemią, a w naszem ręku zabłyśnie miecz ognisty, którym karać będziemy tych, którzy naruszą święte prawo pokoju!
JASTRAMBGwałtownie stając i idąc do drzwi. Co to... patrz! Wszyscy biegną z hangarów na lewo! Sanitarka pędzi już przez lotnisko, jak szalona...
PUSTUŁKAŻołnierz, przebiega za drzwiami, krzyczy. Rany boskie! Kraksa! Kraksa!
BTFETOWYZdyszanym głosem. Kraksa, panie kapitanie... widziałem!
W dali gwar, głos syreny, zgiełk.
HERRUBWstając z nim w drzwiach. A co pan widział?

SCENA 7: CIŻ, BUFETOWY.

BUFETOWYSpiesznie, gorączkowo. Tam, za tą górką zleciały dwa spady. Jeden wpadł na drugiego i widać było, jak mu urwał ogon. Przed chwileczką, tam, nad temi drzewami...
HERRUBŻaden nie wyskoczył ze spadochronem? — A wysoko byli? No, mówże pan!
BUFETOWYNie, nie wysoko! Tuż nad drzewami, ale nikt nie wyskakiwał, zdaje mi się.
HERRUBLećmy tam.
JASTRAMBZiębnąc. Chcesz, to idź, ale i tak im nic nie pomożesz. Cóż? Lekkie życie, lekka śmierć...
HERRUBAle jeszcze nic nie wiadomo. Wszystko w ręku Boga! Chodź, dowiemy się kto...
JASTRAMBTwardo. Idź! Wiem, że Kobuz i Milan... I nie pójdę...
HERRUBZatrzymując się w ruchu, naprzód, zdumiony. Co, serjo? Ty nie pójdziesz?