Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

KOBUZWesoło. Widzisz, na szczytach życia nikt długo nie wytrzyma. Przypomnij sobie, jak to jest w górach. Drapiemy się na jakiś wierzchołek po piękny widok. A wreszcie, gdy się już wywindujemy, a znajdzie się tam przypadkiem jakaś buda, zadymiona, pełna smrodów góralskich, to się w nią czemprędzej chowamy przed pięknością widoku i zabieramy się do otwierania plecaków i przyrządzania buljonu z Maggi. Na wyżynach szczęścia tak samo się postępuje. A to dowodzi, że pospolitość przerasta każdy szczyt! Ziewa.
JASTRAMBIle ty masz lat?
KOBUZRozbawiony. Pod trzydziestkę, bracie.
JASTRAMBGdy mówisz — masz lat pięćdziesiąt.
KOBUZPatrz pod światło, co mam siwych włosów... Pochyla głowę, burzy ręką swoje włosy. Nic, co tam, napijmy się na wzmocnienie. Hej, bufet! Proszę tu pokazać moją własną wiśniówkę i dwa kieliszki!
JASTRAMBNa mnie nie licz! Nie potrzebuję dolewać sobie ducha z flaszki!
BUFETOWYSłużbiście. Tak jest, panie kapitanie. Tajemniczo, na ucho. Ale baraninkę z obiadu schowałem dla pana kapitana.
BUFETOWY wychodzi.
KOBUZA ja muszę się trzeźwić. Śpiący jestem dzisiaj, jak djabli.
JASTRAMBKiedy ty nie jesteś śpiący, powiedz mi?
KOBUZPijąc. Cóż to za tony? Powiedz — co się stało? Rozumiem. Ziewa. Ty się kochasz.
JASTRAMBWstaje i mówi gorzko i zgryźliwie. Śmiałbyś się z tego, co? Tyś wyższy nad takie rzeczy, prawda?
KOBUZRzeczowo, podpierając się na stole. Wiesz, nieraz się zastanawiam co to jest ze mną. Chcę tego, czego nie mam. Gdy to raz osiągnę, wszystko się kończy. Ja kobiety traktuję po napoleońsku, to trudno!