Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA 6: CIŻ, JASTRAMB.

Słońce nagle oświetla pokój. Burza przeszła. W drzwiach staje Jastramb, salutując. Jest w mokrym kombinezonie z zamszu i płótna, w okularach na szyji, w haubie lotniczej, którą zaraz zdejmuje.
JERZYZe szczerą radością. O jastrzębiu mowa, a jastrząb tu! No, chwała Panu Bogu! Więc jednego warjata już mamy, a gdzież drugi?
JASTRAMBWesoły, pełen życia, witając się ze wszystkimi. Nie zdążyłem się przebrać, deszcz ze mnie spływa. Państwo wybaczą.
MILANA co się stało z Brodźcem?
JASTRAMBZdaje się, że mu silnik nawalił i lądował w dolinie Bystrego... Nadleciałem i widziałem go chodzącego koło rozbitej maszyny. Jednem słowem wszystko w porządku.
MILANOprócz maszyny!
JERZYNo, cieszę się, że pan cały i Brodziec nie będzie potrzebował remontu. A ja już byłem niedobrej myśli!
MILANBardzo się cieszę! Ściskają sobie ręce.
JASTRAMBDobrze, że cię tu widzę! Wysyłajcie pomoc, tylko nie koleją ale samochodem.
MILANTrochę daleko...
JASTRAMBNie będzie ponad sto drogą kołową... Idź zaraz, mój drogi i załatw... ja tu chwilę posiedzę i odpocznę, jeżeli państwo pozwolą...
MILANZrobione. Salutuje i odchodzi.

SCENA 7: NOLA, JERZY, JASTRAMB.

JASTRAMBNapiłbym się czego, jeśli mi dacie. Wody z sokiem, herbaty, kawy czarnej, wszystko jedno. No, pani doktorowa, ruszać się!