Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szosą szedł akurat, mocując się z rowerem Majuja.
— Majuja, wziąłbyś kociaka na wychowek — krzyknęła bez nadziei. Machnął ręką, zaśmiała się, jeszcze by co, po co takiemu Majui kot? Pchnęła furtkę od podwórza Walczaków. Rozejrzała się, wokół było ciemno. „Śpią jeszcze? — pomyślała. — Ale tam, wielki gospodarz nie może się tak długo wylegiwać!”
Wielki, kudłaty pies podleciał ku niej ze szczekaniem. Zawołała go po imieniu:
— Na kogo ty się ćpasz, co? — wypomniała mu. Pies połasił się, to był stary pies. Weszła do sieni, zajrzała do kuchni: wszędzie było ciemno i pusto. Stanęła w progu. W oborze paliło się światło. Poszła w tamtą stronę.
W chlewie było półmroczno, zacisznie. Przeszła obok zagród ze świniami, przystanęła przy krowach. Porykując podnosiły się ze słomy i patrzyły na nią leniwymi ślepiami. Cielę leżało spokojnie pod żłobem, matka, mycząc, lizała je.
„Krowy jak lepy — myślała dotykając tłustego tyłka jednej z nich, cielnej. — Moje tam nie były gorsze... a jak doiły...” — zdjął ją żal, że tak szybko przepisała gospodarkę na syna, pobyłaby jeszcze gospodynią, pobyła, nie potrzebowałaby tych kociąt komuś oddawać.
— A wy co? — posłyszała z tyłu. Odwróciła się.
— Nie wzięlibyście, Walczak, kociaka? Kocica mi się okociła...
— Przyuczka, he? To krowom przyszliście kociaki odstępować, co? Krowom? A może chcielibyście im zadać, he? Szkoda wam, że swoich żeście się wyzbyli, to cudze przyszliżeście psuć?
— Ale ta, chłopie — krzyknęła. — Co tobie w głowie? Ja? Boga bym w sercu miała nie mieć czy co? Abo to ja umiem. Tylko te kocięta, pięciu ich prze-