Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wziąć dwa patyki, jeden pod brodę, drugi w rękę, i niby to smyczkiem rzępolić i śpiewać sobie przy tem niestworzone rzeczy.
Rozgadawszy się, opowiedziała mi, że ojciec miał także wielki talent, ale znów do fortepianu; także grał, tylko ze słuchu, nic z nut, bo ciemny był i instytut kończył.
— Zmarło mu się — szepnęła, połykając łzy ukradkiem.
— Dawno?...
— O, jeszcze Józio był maleńkim. Chodził grywać do tańca po domach w karnawale, a tak, to gdzie się zdarzyło, czasem w restauracyi, czasem w ogródku jakim na Kępie; aby żyć i zarobić na nasze utrzymanie. Gdyby żył, byłoby nam inaczej!...
Nie chciała mówić, że musiało