Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

badają ciągle oczyma jej bladą, wychudzoną twarzyczkę z wypiekami i te sinawe smugi na skroniach, i te usteczka gorączką spalone, i wychodzą, wzdychając do drugiego pokoju, aby tam szeptać po kątach o tem, że jest coraz gorzej i że nadziei niema.
Ojciec nic jej nie powiedział o śmierci Gierdy, więc się mnie za każdym razem wypytuje o niego i każe mu się kłaniać, dodając zawsze:
— Niech doktor pozdrowi pana Gierdę serdecznie ode mnie; skoro mi pozwolą wychodzić, przyjdziemy tam do niego z papą, prawda papo?... Żeby tylko to słonko raz zaświeciło ciepło, bardzo ciepło!...