Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał, pomimo wszelkich nalegań jego matki, więc uściskaliśmy się z chłopcem i wycałowali z dubeltówki, jakbyśmy od dzieciństwa kolegowali z sobą i razem w piłkę grywali.
Cała różnica wieku gdzieś się między nami zapodziała.
W tym chłopcu siedzi jednak poczciwa i delikatna dusza.
Jak to jemu zaraz do głowy przyszedł nieboszczyk Gierda, skoro się trochę oswoił ze swojem szczęściem.
— Moja mamo, czy to ten pan nie mógł dać mi stypendyum i żyć jeszcze! — odezwał się z ubolewaniem — potrzebował to umierać zaraz?... Teraz mi go żal będzie ciągle, ile razy wezmę moje skrzypce do rąk, bo mi się zaraz