Strona:Marian Łomnicki - Wycieczka na Łomnicę tatrzańską.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i wyżéj, niby po granitowéj drabinie. Na wolniejszych ustępach odpoczywaliśmy potrosze, wtedy rzucałem okiem koło siebie na groźne głazy, co nad przepaścistym źlebem uwisły, jakoby w téj chwili runąć miały; szare, potargane ich łby dziwacznie i dziko wyglądały, a skrzywione, ponure ich twarze zdawały się nam urągać. Daléj siwe mgły zasłaniały nam pożądany widok; zwróciłem więc oczy na głaz na którym odpoczywałem i tutaj na źwirze granitowym pod kamieniami spotykałem nie tak już hyżych jak w halach szykoszów (Pterostichus maurus i blandulus) i zielonawo-czarną, bronzowego połysku stonkę (Chrysomela islandica). Tu téż pod samym szczytem złapałem piérwszy raz górską biedronkę, całkiem czarną, o cztérech czerwonych plamach na pokrywach (Coccinella alpina).
Po kilkominutowém swobodniejszém odetchnięciu, zaledwieśmy kilka kroków uszli bez obawy, bo znowu wznosi się przed nami spadzista ściana i znowu ten sam trud co przedtém. Niedługo to jednak trwało; oswojeni już na poprzedniéj przeprawie, łatwo wydostaliśmy się pod sam wiérch Łomnicy. Kilka jeszcze kroków, kilka chwil cierpliwości, a już będziemy na samym szczycie. Ot widać już drąg tam zatkany. Wtém nadeszła chmura i zasłoniła nam cały świat dokoła; pod nami, nad nami i wkoło nas mgły uporczywe, że nie widać nawet słońca, nie widać i dna przepaści z któréj się wydobywamy.
„Jużeśmy na szczycie!“ zawołał przewodnik, zdjął uroczyście kapelusz, a wiatr rozwiéwał długie jego włosy. „Jużeśmy na szczycie!“ powtórzyliśmy wszyscy uradowani.

Witaj z morza granitów wybiegła Łomnico,
Niepożyta wiekami królowo-dziewico!

Od jak dawna pragnąłem doczekać się tego dnia, téj szczęśliwéj godziny! Ziściły się moje marzenia, moje życzenia chłopięce. Wkoło ciebie, Tatr królowa, tajemnicza cisza, tak uroczysta jak w staréj świątyni.
Ciszę tę przerywa czasem tylko głuchy szum wiatru, co nieme, blade mgły jak senne widziadła roztrąca.