Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

otrzymał dla nich obietnicę darowania im winy, jeśli jaką przeciw niemu mieć się czują; co usłyszawszy, przedsięwzięli natychmiast wytłumaczyć się z tajemnicy, która dawno im na sumieniu ciężała, i nieraz wszelką im spokojność truła. Dżęga więcej mający odwagi, pierwszy też w następujący sposób mówić zaczął.

Historia cygana przez niego samego książętom Zdzisławowi i Ludomirowi opowiadana.

„Człowiek temu nie jest winien, że nieba tu lub tam przyjść na świat mu każą; wszak prawda, kniaziu Melsztyński? mnie los wyznaczył, żem się na Pokuciu wpośród obozu cyganów urodził, żem cygańskie wychowanie dostał i przez całą młodość cygańskie życie prowadził. Dżęgi rodzice byli cyganami, Dżęgi kochanka była cyganką, osądźcie, kniazie, jakby też Dżęga mógł być czem innem, jak Cyganem? ale potem o tem, teraz wróćmy się do tego, cobym rad jak najprędzej powiedzieć, a co mi jednak tak ciężko jest coś wymówić. — No mówże, a kończ już prędzej, rzekli razem Zdzisław i wnuk jego zniecierpliwieni długiem bajaniem cygana, który zlękniony, jak mógł już najkrócej starał się dokończyć resztę.
Jednego wieczora (zaczął tedy mówić dalej) cały nasz obóz roztasowanym będąc w głębi puszczy, która ciągnie się ponad Dniestrem na granicy tureckiej, kilku z naszych poszło na wędrówkę i Dżęga poszedł z nimi. Z mileśmy uszli i nareszcie na brzegu rozrządzającej się puszczy doszliśmy do dąbrowy mniej dzikiej, gdzie trawa usłaną była jagodami. — Ach! cóż nam do tych jagód? (niemal z gniewem zawołał książę Melsztyński) do rzeczy już dojdź i nie zatrzymuj nas twemi niepotrzebnemi bajami. — Ach! daruj, kniaziu łaskawy; ale bo te jagody były początkiem wszystkiego. Poziomki to były, ale cośmy lepszego przy nich w tej dąbrowie znaleźli, oto dzieciątko kieby anioła, które na murawie się tarzało i igrając niewinnie jagody zbierało. Nic piękniejszego w życiu swojem Dżęga nie widział jak to miluchne dzieciątko. Zamiast bania się naszych urwisiowskich figur przybiegł chętnie do nas, i gdy kapitan nasz wziął go na kolana, ten aniołek zaczął się z długiemi jego wąsami bawić, uśmiechając się i głaszcząc go pod brodę, co kapitana tak za serce ujęło, że umyślił przywłaszczyć sobie to dziecko, i to mi powiedziawszy, natychmiast uskutecznił. Teraz Dżęga czuje, że zgadzać się na tę kradzież było występkiem niegodziwym, wtedy nawet Dżęga domyślił się tego poniekąd; ale kapitana szanując