Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Te słowa miłym wyrzeczone głosem (któren nawet zdawało się Malwinie, że już gdzieś słyszała), przerwały jej dumanie, i obróciwszy się w stronę, skąd głos pochodził, postrzegła na obalonym drzewie siedzącego starca, którego cieniem gałęzi zakrytego nie była zrazu widziała. Teraz przy promieniu księżyca padającym na jego sędziwą twarz, siwą brodę, kaptur, habit, krzyżyk na piersiach i biały kij w ręku, dokładnie rozeznać mogła. Malwina osądziła go pustelnikiem, i łagodną jego mową zachęcona, ośmieliła się go zapytać, skąd jest, gdzie idzie, jakim trafem w tem odludnem miejscu się znajduje? „Właśnie toż same zapytanie chciałem ci uczynić, moje dziecko, odpowiedział staruszek, i przytem, jeśli to bez natrętności stać się może, dowiedzieć się, czem ten kamień z tym napisem, coś dopiero odczytała, tyle ciebie zajmować może? Drugą już jesteś osobą, którą widzę, że drogie jakieś wspomnienie do niego przyłącza; i mnie ten kamień nader drogim stać się może, gdyż niestety boję się, że (podług jego życzeń) wkrótce zwłoki mego biednego przyjaciela pod nim spoczywać będą“. „Głos twój, mój ojcze, rzekła, tak mi zdaje się być znajomym, że wątpić nie mogę, żem cię już gdzieś widziała. Chciej mnie w tem oświecić i ciekawość moją uspokoić względem twego przyjaciela, o losie którego kilka słów, przez ciebie wyrzeczonych, czułem mnie zajęciem napełniły“.
„Co do mnie, odpowiedział staruszek, wątpię, bym ci kiedy mógł już być znajomym. Na wielkim, gdzie rozumiem że żyjesz, świecie, nie miałaś okazji ubogiego spotkać mnicha i pewnieś nigdy nie słyszała o starym Ezechjelu! „Ach! i owszem“, z radością krzyknęła Malwina, wdzięcznie przypominając sobie owego zakonnika, którego w czasie kwesty w klasztorze Bazyljanów poznała była, i którego pierzaste goździki i łagodna pobożność tak w jej pamięci utkwiły. W istocie ten to sam był, i gdy Malwina powiedziała mu o sobie, kto jest, staruszek mocno się ucieszył, znajdując w niej tęż samą kwestarkę, która wówczas ojcowską jakąś przychylność w sercu jego była wzbudziła. Na obalonem drzewie, gdzie mnich wprzódy samotnie dumał, oboje zasiedli i na powtórne Malwiny prośby, o zdarzeniach swoich i swego przyjaciela tak mówić zaczął:
„W ciągu przeszłej zimy, krótko po tym czasie, gdyś kwestując i w naszym była klasztorze, moje dziecko, w głębokiej Rusi w zgro-