Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się być jeszcze bardziej ożywionym, i widząc, ilekroć nadskakiwała ciotce, przyrzekając nawet krople z jej apteczki zażywać na chrypkę, Malwina domyśliła się, że jakiś projekcik uwijał się siostrze po głowie.[1] Łatwo doszła o co jej szło, i żeby wstęp jej dać do wyjawienia tego projektu: „Wandulu, rzekła, czy nie pamiętasz, którego to dnia przypadają imieniny pani kasztelanowej, sąsiadki naszej, i bal, któren z okazji tej co rok daje?“ Dziś właśnie, z najwyższą wdzięcznością (za to trafne zapytanie) wnet odpowiedziała Wanda, i obracając się do ciotki: Ciocia pewnie nie zechce uczynić niegrzeczności pani kasztelanowej, nie jadąc na jej bal; wszak prawda ciociu? ale i mnie z sobą weźmiesz i Malwina pojedzie, książę Zdzisław i Ludomir. Są pojazdy, są konie, pójdę wszystko obstalować, tylko późno nie wyjeżdżajmy, abyśmy nic z balu nie straciły. Wtem Wanda sto razy ściskając ciotkę, nie dała jej nawet sposobności odmówienia czego, i nucąc walce, które wieczorem spodziewała się tańcować, poleciała układy czynić do tej szczęśliwej wyprawy. Malwina, nie chcąc radości psuć siostrze, nie powiedziała zawczasu, że na ten bal jechać nie myśli; lecz po obiedzie, gdy już siadać mieli, z łatwą wymówką bólu głowy oświadczyła, że w domu zostanie. Natychmiast rad nierad każdy oświadczył chęć zostania takoż, ale Malwina dogodziła każdemu, upewniając, że bynajmniej mocno nie czuje się być słabą, i że spoczynku jedynie potrzebując, zaraz się położy i prosi jak najusilniej, aby przejażdżki i projektu balu w niczem nie odmieniać. Tą odpowiedzią przekonani, wkrótce zebrali się wszyscy i pojechali.

Niejeden z czytelników z doświadczenia wie może, że bywają takie dnie, w których nie ciało spoczynku, ale dusza spokojności i ciszy gwałtem potrzebuje. W takich dniach wiele by się dało za parę godzin samotności i swobody zupełnej. Wtedy najleksze nawet obowiązki społeczeństwa trudnymi się wydają. Takim dniem właśnie dwunasty sierpnia był dla Malwiny, i jak zrana projekt balu się urodził, umyśliła zaraz na ten bal nie jechać i z radością przewidywała, że cały wieczór wolny dla siebie mieć będzie; ułożyła sobie użyć tego wieczora na długą samotną przechadzkę i miłą porę w tem przewidywała do ulubionych dumań; jak tylko też turkot pojazdów słyszeć przestała, ka-

  1. Cały ten okres pełen – jak odrazu widoczne – gallicyzmów.