Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

otrzymaćby można. Szale i kapelusze wziąwszy, ku poczcie całe się społeczeństwo udało; dochodząc postrzegli ten sam pojazd, któren wprzódy pomiędzy tumanami kurzu tylko widzieli, wyprzężony przed pocztą. Była to kolaska niebardzo poczesna z niedużym tłomokiem i natychmiast gorliwa ciekawość Wandy nieco ochłodła, widząc ten niewytworny pojazd; jednak weszli do domu. W izbie poczmistrza siedziała jakaś białogłowa, niemłoda już i którą z ubioru brać można było za bogatą mieszczankę, a co w niej zastanawiało, to, że w grubej była żałobie.
Na zapytanie Zdzisława, kto ona jest, poczmistrz odpowiedział, że nie wie; lecz gdy w rozmowie trafem nazwał księcia Melsztyńskiego, ta białogłowa z radością wstała i do Zdzisława się udając: „Ach! mości książę, rzekła, książę pan pewnie mnie nie poznaje i ja też nie spodziewałam się księcia pana tu znaleźć! Wszakże to ja przecie owa młynarka z Zienkowa od granicy tureckiej. Książę pan łaskami swemi był obdarzył nieboszczyka mego męża i póki on żył, pensja regularnie nas dochodziła. Ale że teraz Bóg zechciał wziąć nieboszczyka do swojej chwały, ja, wdową, sierotą zostawszy, wybrałam się do Warszawy, by upaść do nóg waszej książęcej mości i udać się w łaskawą jego protekcją“.
Zdzisław, to usłyszawszy, poznał natychmiast ową młynarkę, u której nieszczęśliwa Taida ostatnie dni życia swego przebyła, a którą nieraz sobie przypomniał; nie widział jej bowiem od lat 18-tu, to jest od czasu, jak jeździł do Zieńkowa odbierając z rąk jej i jej męża wnuka swego Ludomira mającego wtedy rok trzeci dopiero, którego, jakeśmy wyżej czytali, matka umierająca tym poczciwym ludziom w opiekę była zostawiła.
Zdzisław, smutnemi wspomnieniami rozczulony, najłaskawiej przywitał młynarkę i oświadczył, że pensją, którą mężowi dawał, do śmierci jej dawać będzie. Malwina takoż jej była rada, i ponieważ księcia Melsztyńskiego w Krzewinie znalazłszy, nie miała przyczyny przedłużać podróży swojej, Malwina ofiarowała jej przytulenie w domu swoim przez czas zaburzeń wojny; przytulenie, które młynarka z największą wdzięcznością przyjęła, i zabrawszy wszystkie swoje graciki, z całem społeczeństwem do zamku wróciła, gdzie przy pomocy Frankowskiej tegoż samego wieczora pomieszczoną została.