Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

już poumierali jego rodzice? odpowiedzieć. Przy Zdzisławie nie mogłam tego uczynić; ale teraz, jeśli zechcesz, mogę twoją ciekawość uspokoić. Malwina oświadczyła, że najchętniej słuchać będzie; księżna rozkazała, aby nikogo nie przyjmowano, siadły obie koło kominka na wygodnej sofie i księżna opowiadać zaczęła historją życia, a raczej kochania i śmierci rodziców Ludomira.

Historja Taidy
przez księżnę W*** Malwinie opowiadana.

Taida, córka Zdzisława księcia Melsztyńskiego, szlachetną duszę do najpiękniejszego łączyła ciała. Opatrzność na nią była zlała, co tylko zazwyczaj szczęście tworzy. Zacne urodzenie, ogromny majątek, młodość, piękność, przymioty duszy, rozum, wdzięki, talenta, słowem wszystko, co życzyć można, było jej udziałem. Jedynaczka i dziedziczka wszystkich bogactw ojca, wybierać mogła w całem gronie naszej młodzieży, i pyszny Zdzisław widział, że co tylko najświetniejszego było w całej Polsce, o rękę córki się dobijało, acz z uprzedzeniem ojca i próżnością możnego pana nikogo jeszcze tej ręki godnym nie znajdował.
Taida tedy dla szczęścia urodzoną być się zdawała; ale któż na stałość szczęścia rachować może? Do tylu darów, któremi nieba Taidę były obdarzyły, jeden dodały, którego moc wielowładna wszystkie inne zatruła, a tym darem była tkliwa czułość Taidy, która równała się wyniosłej pysze Zdzisława. On równości urodzenia, ona zgodności dusz najpierwej wymagała do szczęśliwego postanowienia i szlachetne postępki jeszcze nad dawność szlachectwa przekładała. Ośmnastą kończąc wiosnę, zupełnie dotąd spokojna, bez żalu ni przeciwności zgadzała się była do tej chwili z wolą ojca, który nigdy nikogo godnym córki nie znajdując niejednemu już odmówił jej ręki. Niebieskie oczy Taidy wzniecały pożary, których się często ledwie domyślała, i z obojętnym wzrokiem poglądała na tych, co się o nią dobijali. Bynajmniej przyszłych chwil nie zgłębiając, z wdzięcznością słodyczy przytomnych używała, podobnie jak róża wiosenna lub lilja wysmukła, rannym zefirem kołysana, która swobodnie wonie swoje rozpraszając w powietrzu, nie przewiduje, że w tym jeszcze poranku nadejdzie burza, którą zniszczona zostanie. Nadeszła wkrótce ta burza dla Taidy, wionęła gwałtownie na poranek jej życia, i rychło, zbyt rychło ten kwiat młodzieńczy ku ziemi schylonym został na zawsze!