Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W pierwszej chwili zniknienia Ludomira, Malwina, podług tego, co była przedsięwzięła, dość mocy miała nad sobą, aby z obojętną niemal postacią przysłuchiwać się nawet mogła niektórym o tym wypadku rozmowom ciotki swojej i siostry. — Prawda, mówiła raz ciotka, że to tajenie swego stanu, swego nazwiska, ten raptowny odjazd, są rzeczy niejasne, i ja nawet nic podobnego w żadnym nie czytałam romansie. Ale wszelako zapomnieć nie mogę, że Malwina mu życie winna, a wierzyć nigdy nie potrafię, żeby ten Ludomir, który coś tak szczególnie szlachetnego miał w całym obejściu się swoim, łudzącym tylko był awanturnikiem.
Ale te ostatnie słowo boleśnie dotknęło Malwinę. Jeśli takim jest w istocie, rzekła z pośpiechem, to ja tylko z tego cierpieć powinnam za karę mojej nieroztropności w przyjmowaniu go w mój dom. — Ale jeśli też tak nie jest, okrutnie byłoby niesprawiedliwie takiem krzywdzącem posądzeniem odwdzięczać mu starania jego podczas pożaru i ratowania naówczas mego życia. Nie mogąc więc z pewnością o jego postępkach sądzić, najlepiej zdaje mi się o tem wszystkiem jak najmniej rozmawiać.
Te słowa ciotce mowę zamknęły i zrazu, by życzeniom Malwiny zadosyć uczynić, a później naturalną czasu koleją, przestano naprzód w Krzewinie wspominać, a później i myśleć o Ludomirze. Tego Malwina wymagała, tego zdawała się życzyć, a gdy to nastąpiło, najżywiej tęsknota jej się pomnożyła. Nic już ją nie bawiło, nic nie zajmowało. Ponura jesień, po tym tak miłym lecie, szarą dodawając powłokę całej naturze, pomnożyła jeszcze i tak już dość smutną jej melancholją. — Po kilku miesiącach tak przebytych zdrowie jej nareszcie ze stanu duszy cierpieć zaczęło. Sen zupełnie straciła i jeść mało co mogła; twarz bladsza jeszcze jak zwykle i częste słabości zastraszyły mieszkańców Krzewina. Dobra ciotka bardziej jeszcze zastraszona jak drudzy i rozumiejąca, że starania doskonałych lekarzów stolicy wkrótce Malwinie pomócby mogły, osądziła, że Malwina w Krzewinie zimować nie może i że dla polepszenia zdrowia jechać powinna do Warszawy. A że żałoba jej dawno była skończoną, nic temu projektowi nie zdawało się przeszkadzać. Ciotka sama byłaby chciała w tej drodze Malwinie towarzyszyć; ale tak młodą jeszcze Wandę do wielkiego świata zawozić, ni też zostawić jej nie mogła. Wanda, która choć z mniejszem doświadczeniem, jaśniej może od ciotki domyślała się przyczyn smutku i słabości