Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Te są ostatnie słowa, które ode mnie usłyszysz. Żegnam cię, Malwino, nad wszelkie wyrazy uwielbiona! Niech wszystkie błogosławieństwa Opatrzności na ciebie się zlewają! — Żyj szczęśliwa; ja umierając, z przekonania powiem jeszcze: nikt nie kochał, nikt nigdy tak kochać nie będzie Malwiny, jak nieszczęśliwy Ludomir! Bądź zdrowa! raz jeszcze, raz ostatni, żegnam cię na tej ziemi, ty najpierwsze, ty jedyne szczęście życia mojego!
Po przeczytaniu tego listu rozrzewnienie największe, żal, zdziwienie, trwoga nawet jakaś, przejęły raptownie Malwinę. — Miłość Ludomira, uczciwość postępku jego w oderwaniu się od niej w tej chwili, gdy jasno mógł przeniknąć serce jej ku niemu, wspomnienie, że jej życie ratował, odraza od tajemnicy, którą się okrywał, wszystko to burzyło bez ładu umysł jej zmęczony. Lecz myśl ta, że Ludomir Krzewin opuścił, że już go może nigdy nie ujrzy, wszystkie inne myśli i uczucia wkrótce zatłumiła. Mimo rzewnych łez, które z oczu jej na Ludomira list spadały, raz jeszcze przeczytała te tkliwe jego wyrazy i do tych słów dochodząc: nikt cię nie kochał, nikt kochać nie będzie, jak nieszczęśliwy Ludomir, obfitość łez nie dozwoliła dalej czytać, i w uniesieniu najtkliwszem: Wszystkie przeczucia mego serca — pomyślała — upewniają mnie, że te słowa są prawdziwe. Ludomirze! winnam ci życie! winnam ci więcej, jak życie, bo odbieram od ciebie dowody najgwałtowniejszej i razem najszlachetniejszej miłości; miłości, która się jedynie mojem a nie swojem szczęściem i spokojnością zajmuje! Za takie dobrodziejstwa cóż ja niestety uczynić mogę? jedną jedyną ofiarę, ale która wszelkie inne przewyższa, bo ofiarę dochodzenia losu twojego, bez wyjawienia którego czuję, że żadnego już dla mnie prawdziwego szczęścia być nie może. — Ty tego pragniesz, ten jeden dowód dać mogę, niestety twojej pamięci! O Ludomirze, przysięgam więc tobie i miłości prawdziwej, że w jakiejkolwiekbądź okoliczności, chociażbym miała do tego największą sposobność, nigdy, chybabyś sam chciał mnie ją wyjawić, nigdy nie będę szukała odkryć tej tajemnicy, którą los swój i wszystkie postępki okrywasz!
Ta przysięga i ważność, którą do niej przywiązała, ułagodziła nieco zbolałe serce Malwiny, bo zdały się jej być jeszcze ostatniem ogniwem więzu, który ją z Ludomirem połączył. Pocieszała się myślą, że czyni ofiarę, żądaną od niego i nie domyślała się niestety, ile ważną,