Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

została Malwiną S.***[1] Rodzice jej niedługo byli świadkami ciągu dalszego jej losu (losu, którego zwrot nieszczęśliwy z posłuszeństwa ku ich woli naturalnie musiał nastąpić). W podeszłym już będąc wieku, w kilka miesięcy po ślubie córki żyć przestali, i strata ich najboleśniejszym stała się dla niej umartwieniem. Mąż, który niewyrozumiałą zazdrość do wielu innych łączył przywar, wywiózł ją zaraz od familji i znajomych, do odludnego zamku w głąb najdalszej prowincji. Tam dzikością charakteru, zazdrością bez powodów i ustawicznemi popędliwemi wyrzutami, że go nie kocha, truł młode lata, dnie i godziny wszystkie łagodnej, niewinnej Malwiny, która wprawdzie kochać go nie mogła, ale żadnej mu przyczyny nie dawała, aby mógł słusznie powiedzieć, że mu w czymkolwiek uchybia.
Przez dwa lata najsmutniejsze, jakie być może, życie prowadziła; alić nareszcie mąż, u którego wszystkie namiętności żywe, równie i niestatecznemi bywały, uprzykrzył sobie żonę męczyć niedzielonem kochaniem i zmieniwszy całkiem sposób życia, najgwałtowniejszą pasją nabrał do polowania. Dnie całe trawił z kilką sąsiadami równie sobie grzecznymi na gonieniu, męczeniu i zabijaniu biednych sarn, lisów i zajęcy, a wieczorami, z polowania wróciwszy, z tymiż samymi sąsiadami pił okropnie do późnej nocy.

Malwina tymczasem, szesnasty dopiero rok licząc, samej sobie zostawiona, w najzupełniejszej żyła samotności. Byle z domu nigdzie nie wyjeżdżała i nie przyjmowała nikogo do siebie, mąż, który rzadko kiedy nawet ją widywał, więcej o nic się nie pytał. Zrazu to zupełne opuszczenie zasmuciło i zatrwożyło Malwinę; ale szczęściem natura była jej dała imaginacją żywą i chęć zatrudnienia się. Te dwa przymioty broniące ją od nudów (od tej trucizny, która nie tylko losy przekorne, ale i najszczęśliwsze dole obmierzłą zaprawia goryczą), te dwa, mówię, przymioty uczyniły stan Malwiny nietylko znośnym, ale często nawet i przyjemnym. Godziny wszystkie, których dosyć miała do użycia, podzieliła sobie między rozmaite zatrudnienia, zabawy i spoczynek. Obfita, choć zarzucona bibljoteka, którą Malwina odkryła, stała się jej wielką pomocą i prawdziwem szczęściem. Młoda i wielu rzeczy nieświadoma, czytając z uwagą i wiele, sama siebie — rzec można — wychowywała. Rozum naturalny przyjemnemi wiadomościami ozdobiła

  1. Malwiną S.*** — na sposób romansów francuskich i angielskich XVIII w., które często zastępowały nazwiska inicjałami. Zwyczaj ten przetrwa długo.