Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ratować dziecko, które niewinnym sposobem mogło było stać się przyczyną śmierci dobroczynnej Malwiny.
Nieznajomy ten młodzieniec, pomimo grożących niebezpieczeństw, potrafił dojść aż do tego schronienia, gdzie mała Alisia w czasie całego tego hałasu, i tak bliska śmierci spokojnie w łóżeczku swojem spała; zawinąwszy ją w pierwszą płachtę, którą napadł, wyniósł jak najprędzej, a za jego przykładem i pomocą wkrótce i ogień został ugaszonym. Malwinę tymczasem do najbliższej chaty zaniesiono; ocucona po chwili, nie wiedziała dobrze, gdzie się znajduje, lecz otworzywszy oczy, pierwszy przedmiot, któren ujrzała, znalazł się być tenże sam nieznajomy, który wprzódy jak cień tylko mignął się jej był przed oczy. Teraz zaś widziała go patrzącego na nią z najczulszą troskliwością i przy nim postrzegła Alisię, cel ten tkliwej ich litości; żyje i zdrowa jest zupełnie, rzekł z pośpiechem nieznajomy, szczęśliwsza od innych żyć będzie pewnie, by kiedyś mogła się odwdzięczyć dobroczynnej swojej opiekunce!
Widok dziecka, a może te słowa i sposób, którym były wymówione, pomocne stały się do ukojenia strwożonego serca Malwiny, wlawszy w to serce uczucie jakieś rozrzewniające, dotąd jeszcze jemu nieznane. — „I ja, i Alisia, rzekła Malwina do nieznajomego, obieśmy życie winne temu, którego imię radabym już wiedzieć, by znać, komu tyle winnam wdzięczności? — Jest to nazbyt cenić zdarzenie (odpowiedział nieznajomy), które szczęściem stało się dla mnie, ale wypełnienie którego każdy równie miałby za obowiązek. Co się zaś mnie tycze, nie śmiałbym nikogo mną samym zatrudniać; ale rozkazowi twojemu pani powinienem być posłuszny. Ludomirem mnie zowią; w ciągu podróży przejeżdżając tędy, dla burzy zatrzymałem się na poczcie, a korzystając z jej uciszenia się na chwilę, dozwoliłem sobie błąkać się pięknymi ścieżkami, prowadzącemi ku domowi, którego pani... łatwo się teraz domyślam. — „Ach, to i ja się teraz domyślam, kto... (śpiewanie moje dziś przerwał) chciała dołożyć Malwina; te słowa, z ust ulatując, wyprzedziły uwagę nad ich niepotrzebnością; zarumieniła się, niedokończyła i Ludomir postrzegłszy jej zmieszanie uczynił się, jakby tego nie był uważał, i dalej mówić zaczął: „Gdy nawałnica powtórnie się wszczęła pod bliską tu schroniłem się wystawę; słyszałem, jak piorun uderzył, i wkrótce pożar postrzegłem; przyleciałem wtedy i za najszczęśliwszą w życiu tę będę rachował godzinę, w której dobroci i niewinności stać się mogłem użytecznym“. Umilkł Ludomir: Somor-