Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ta to dobra kobieta wraz z bratową swoją równie poczciwą i zacną niewiastą, najtkliwszém współczuciem otaczała żonę szanownego naszego historyka Augusta Bielowskiego, która przed kilku laty po stracie siedemnastoletniéj a już ostatniéj córki, bawiła przez parę tygodni w Zakopaném, dla pokrzepienia nadwątlonego zdrowia. One pocieszały nieszczęśliwą matkę, a słowa ich proste, tchnące gorącém uczuciem religijném, wlewały kojący balsam w serce okropnym ciosem zranione. Ś. p. p. Bielowska nieraz potém wspominała z wdzięcznością te poczciwe kobiety, zasyłając im życzliwe pozdrowienie. One nawzajem, co rok pytały nas z najserdeczniejszą troskliwością jak się ma „ta biedna, strasznie zamartwiona Pani?“
Przed kilku laty bawiła w Zakopanem pani H...... znana z dobroczynności. Chcąc przyjść w pomoc ubogim rodzicom obarczonym liczném potomstwem, oświadczyła, że weźmie na opiekę kilkanaścioro dzieci, którym obowięzuje się dać sposób do życia. Gdy ta wieść rozeszła się po wsi, wiele matek z radością chciało oddać swe dzieci; ale po parodniowym rozmyśle, zapał ostygł. Jakże tu oddać dziecko gdzieś daleko za oczy i może nie zobaczyć go więcéj? „Maćka bym nie dała, on już wielki, zdola paść, ale tego próżniaka małą Hankę, to niechby i wzięli; toby ino ciągle jadło, a tu jak przyjdzie przednowek, nie ma co dać“, mówiła biedna góralka głaszcząc jasną główkę kilkoletniéj dziewczynki. „Ej i jejbym nie dała, przecieżby mi się bez niéj kotwiło. Żeby to było bliżéj, żeby to można czasem zajrzeć na to, ale to jeszcze takie małe, toby się nawet nie umiało domówić o jadło. Niech ta lepiéj rośnie w domu.“ I łzy stanęły jéj w oczach. Wyszedłszy na przechadzkę, spotykam młodą, znajomą mi kobietę, z dzieckiem na ręku, płaczącą rzewnie. Cóż wam to, pytam, czegóż płaczecie? „A to idę do żyda, kupiłam