Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

płynął w Kościelisku. Trudno przypuścić żeby to było prawdą.
Niedługo mogliśmy się cieszyć widokiem jaki nam się przedstawiał z tego wyniosłego szczytu. Mgły w ciągłym będące ruchu, przewalające się jakby wzburzone bałwany morza, ogarniając nas zewsząd, scieśniały coraz więcéj rozległy stąd widok. Była chwila że zamknięci dokoła jakby w szklannéj bani, białym powleczonéj muślinem, przez którą przekradał się blady promyk słońca, nie widzieliśmy nic zgoła, prócz niewielkiéj zielonéj przestrzeni, rozścielającéj się pod stopami naszemi. Jakkolwiek widok z takiéj wysokości przy czystéj pogodzie jest prawdziwie czarujący, to jednak i te mgliste tumany, ten ruch nieustanny na niebie i ziemi, ta walka potężnych olbrzymów, otrząsających dumne swe czoła z kryjących je obłoków, mają w sobie coś zajmującego, niezwyczajnego dla mieszkańców równin.
W powrocie z Czerwonego Wiérchu, który był głównym celem wycieczki naszéj, mieliśmy dwie drogi do wyboru, to jest: tężsamę, którą przybyliśmy na górę przez Kondratową i Kalatówkę, albo téż przez skalisty szczyt Krzesanicy, Upłaz i Kościelisko. Za tą ostatnią mówiła sposobność lepszego poznania gór i widok na dalsze, dotąd niewidziane okolice. Nie wahaliśmy się téż ani chwili, i wkrótce bez wielkiego utrudzenia wstąpiliśmy na urwisty szczyt Krzesanicy (6768). Wiérch ten z ukształcenia swego jest nieco podobny do szczytu Babiéj góry. Nie jestto ów zielony pagórek zasłany mchem i trawą, jak się przedstawia szczyt Kondratowéj i Wiérch Czerwony, nie jestto jednolita skała, ale raczéj ogromne płyty szarego wapienia, ułożone jedne na drugich ukośnemi warstwami. Warstwy te ciągle pękają, odstawają od siebie, odrywają się i w przepaść zsuwają; miejscami widać głębokie między niemi roz-