Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po skałach, urwiskach, zaroślach, pożywnéj szukają paszy. Z jaką szybkością wychodzą owce na góry, jak zręcznie spinają się po urwiskach, wystawić sobie trudno. Z juhasem na czele biegnie liczna gromadka owieczek, skubiąc po drodze trawę, ginie wkrótce w cieniu lasu; za chwilę pokazuje się w takiéj wysokości, że się wydaje jak mrowisko. Pnąc się coraz wyżéj, dochodzą owce na sam szczyt Czerwonego Wiérchu, gdzie obfitą znajdują paszę. Z równą szybkością spuszczają się na dół. Krowy z tążsamą prawie zręcznością wspinają się po górach, a roztropność, ostrożność i zgoda z jaką spuszczają się na dół, jest prawdziwie zadziwiającą. Po spadzistéj ścieżce, wśród zwalisk kamieni i zarośli kosodrzewia, idą zwolna jedna za drugą długim szeregiem, nie pchają się, nie wyprzedzają, owszem z największą cierpliwością i że tak powiem wyrozumieniem, każda czeka zanim idąca naprzód, nie spuści się ostrożnie ze skalistego progu. Pomimo to zdarzają się przypadki, że krowa lub owca złamie nogę a nawet zabiję się na miejscu.
Mało-Łąka należy do kilku właścicieli; gazdowie z Poronina, Zasichłéj i Gronia, mają tu swoje szałasy; ale największa część polany jest własnością zamożnych gazdów ze Zakopanego, Wójciaków. Bywając prawie co rok na Mało-Łące, zabraliśmy bliższą znajomość z ojcem, a raczéj dziadkiem téj rodziny. Staruszek ten blisko 80-letni, tak był rześki, czerstwy, przytomny, że niktby się nie był domyślił jego podeszłego wieku; na twarzy bardzo miłego i poczciwego wyrazu, nie było jeszcze widać śladów zgrzybiałości. Tę czestwość zawdzięczał on zapewne sposobowi życia jakie oddawna prowadził. Zaledwie znikły zimowe śniegi i zazieleniły się polany, wybierał się ze statkiem na Mało-Łąkę i pozostawał tu dopóki nie nastały mrozy, t. j. niekiedy aż do Wszystkich Świętych. Czyste i wonne powietrze ja-