Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wu czuć się dawał; słychać było jak huczał w dolinach, a z przeraźliwym jego świstem, mięszał się łoskot staczających się w przepaście kamieni. Długi wypoczynek pod szczytem, bardzo opóźnił powrot, bo już zmrok zapadał gdy przybyliśmy do szałasu u stóp góry. Pomimo pośpiechu, oglądałam się ciągle po za siebie na Pyszną, która w tych chwilach przejścia z dziennego światła do ciemności nocy, prawdziwie czarodziejski przedstawiała widok. Na ciemniejącym błękicie niebios rysowały się wspaniałe jéj kształty, oblane złoto-purpurowém światłem jakby łuną dalekiego pożaru. Zaiste, to chwila dla malarza! Ale jakżebyto trudno było uchwycić ten koloryt tak świetny a jednak tak łagodny, tak harmonizujący z tłem nieba i otaczającemi przedmiotami, które tożsamo światło najrozmaitszym opromieniało odblaskiem!
Przy coraz grubszym zmroku, najtrudniejszą była przeprawa przez mokrzadła, a zwłaszcza przez potok; odbyliśmy ją bez przypadku i szczęśliwie dostaliśmy się na Ornak. Cisza panowała na polanie, ognie jaśniały po szałasach, psy strzegące bydła zamkniętego w koszarach, powitały nas szczekaniem. Poczciwi górale poznali po głosie zapóźnionych podróżnych i pozdrowili przyjacielsko życzeniem szczęśliwéj drogi.
Słuszném i potrzebném rzeczywiście było to życzenie, bo przebywając dolinę Kościeliską w nocy, o przypadek nie trudno. Droga bowiem tak jest kamienistą, że nawet idąc w dzień, trzeba uważać żeby się nie potknąć, a cóż dopiero w ciemności? My jednak przebyliśmy ją szczęśliwie, i wyznam szczerze iż gdyby nie obawa zbytecznego utrudzenia dla rodziców, bardzoby mię była cieszyła ta wędrówka nocną porą, ukazująca dolinę Kościeliską w nowéj a cudnéj szacie.
Bo téż to była jedna z tych nocy letnich, których majestat jakieś uroczyste i niewysłowione czyni wraże-