Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znajdziemy taką prawość, taką prostotę, serdeczność i tak zdrowy rozsądek, jaki odznacza te dzieci wspaniałéj górskiéj przyrody.
Góral, aczkolwiek otwarty i szczery, nie zaraz jednak wynurzy się z tém, co czuje; zwolna stara się on wybadać twój sposób myślenia i dopiero gdy pozna, że obojętnością nie wyziębisz uczuć jego, że je zrozumieć i pojąć potrafisz, otworzy ci serce swoje, w którém taka nadzieja lepszéj przyszłości, taka do poświęcenia się gotowość, że prawdziwie nieraz zawstydzićby się trzeba naszego samolubstwa i słabości ducha, zrażającego się każdą przeszkodą lub zwłoką w osiągnieniu upragnionego celu.
Ale za daleko zapędzam się w pochwałach górali, które każdemu, kto ich nie pozna bliżéj, przesadzonemi się zapewne wydadzą; wolę powrócić na Ornak i opowiedzieć okropny wypadek, jaki się zdarzył w r. 1856 na téj rozkosznéj polanie.
Byłoto w zimie, w pierwszych tygodniach wielkiego postu; ogromna masa śniegu zsunęła się z góry Ornaku, i z niesłychaną szybkością pędząc na dolinę, przywaliła pięciu górników, którzy po skończonéj robocie wyszli z bani i byli już w drodze ku domowi. Aby dać wyobrażenie o gwałtownym pędzie lawiny, dość powiedzieć, że las okrywający pochyłość Ornaku, który zagarnęła ta ogromna łacha śniegu, nietylko powaliła, ale, że tak powiem, skosiła. Słyszałam z ust wiarogodnego świadka, który na miejscu sprawdzał wypadek dla zdania o nim urzędowego raportu, że z drzewa powalonego tym sposobem na dolinę, można było narąbać około 1000 siąg. Rodziny nieszczęśliwych górników nie wiedząc o okropnym ich losie, w największéj zostawały niepewności i obawie, smutnemi dręczone przeczuciami. W parę dni dopiero, gdy ustały zawieruchy i śnieżne zamiecie, a robotnicy pojechali po rudę, stra-