Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ ona tych pieniędzy nie przyjmie.
— To moja rzecz! A ja ci mówię, że przyjmie i spełni moje polecenie. A gdyby tobie o nich wspomniała — pamiętaj, że to moja ostatnia wola i życzenie, żeby ona była matką dla Zosi. Pamiętaj, pamiętaj! Wymagam tego i — proszę! — dodała.
Szpanowski poruszył brwiami.
— Da Bóg — sama wychowasz małą — rzekł z westchnieniem.
Nazajutrz, gdy Kazia przyszła, Szpanowska zażądała, by została z nią sama.
Rozmawiały pół godziny, potem Kazia wyszła, prowadząc Zosię za rękę. Znać było, że płakała. Ucałowała gorąco ojca.
— Przyjdę wieczorem — szepnęła mu i wyszła prędko.