Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Barnaba łotr, zbrodniarz! Grajek gałgan! Precz od tamy! won! nie ruszać!
Posypały się ku nim klątwy, potem bryły lodu, kawałki drzewa, co kto miał pod ręką. Pojmać ich nie śmieli, bo tych dwóch otaczał nurt spieniony a wtem jeden pocisk trafił w grajka — padł. Barnaba go poderwał, ale napór wód rzucił się w przerwaną tamę, obaj zniknęli w wodzie, pełnej mułu, kęp wydartych i pniaków, szczątków plebanji, odłamków kry, szumowin i śmieci...
Woda się wdarła na ogrody warzywne, groziła chatom. Znowu powstał wrzask.
— Grobla przy oberży! Przerwać ją, przerwać, bo osady utoną!
Lecieli ku oberży, ale natknęli się na inny tłum, który już tam był, i pijany, znosił co mógł, drzewo, darń.
— Co tu się stało? Co robicie?
— Groblę naprawiamy. Ratujcie! Pomagajcie, bo oberża zagrożona!
— Woda przerwała groblę?
— Te zbrodniarze! Szewc z pijakiem!
— Gdzie oni?
— Szewca szynkarz zastrzelił. Pijak uciekł, ale go dogonią. Nie będzie żyw! Ratujcie groblę!