Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jadalne, a co — nie, parę razy tylko się podtruł, potem już nie próbował ani blekotu, ani lulku — przestał też żywić się w matczynym ogródku, bo za to bywał bity. Rabować warzywo sąsiadów wolno mu było — byle się nie dał złapać.
Parę takich lat spędził Hryc na dworze, parę zim na ławce w chacie, aż mu wreszcie sprawiono spodnie, siermiężkę i pozwolono zimą bawić się na ulicy. Stopień ten swego rozwoju odchorował długą gorączką, i wyszedł żyw z tej naturalnej selekcji, jako typ okazowy. System leczenia był dalszym ciągiem tej selekcji — czyniono co można, żeby go nauczyć, oparł się wszystkiemu i zwycięsko wyszedł z dzieciństwa z dniem, gdy rozpoczął okres pasterski.
Okres ten trwa lata, przygotowuje grunt dla dalszego życia, wyrabia charakter, tworzy już zupełnego Hryca. Pasał pokolei: gęsi, klacz na lince, bydło w lesie, woły ojcowskie po cudzych łąkach. W dziecku jest olbrzymi zapas sił, ciekawości i potrzeby czynu. Pasając, Hryc to wszystko musiał w sobie zatracić, lub wykrzywić. Z obowiązku próżnował i zrazu się nudził — więc począł wynajdywać robotę. Psuł i niszczył