Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zajęta, wymawiając się i prosząc Kazia, by jej do towarzystwa nie wciągał.
Ładnieby wyglądała w takim razie gospodarka. Któżby bielił płótno, ktoby doglądał masy świeżo wykłutych piskląt? Szafarka? Co to warte obce ręce, płatna służba! Ona sama być musi! Rozrywana na wsze strony, widywała tylko kawalkady i krokiet, widywała też często Sewera i oswoiła się z nim zupełnie.
Nikt ich nie zapoznał i nie zamienili z sobą trzech słów. Spotkawszy się, zamieniali milczący ukłon. Sewer jakby się przejął duchem całego domu, uważał ją za sprzęt, nieodłączny we dworze, a szczególniej w pałacowej jadalni.
Wieczorem, gdy się zbierano w salonie, ona biegła do swej izdebki i czytała chciwie ciekawe książki, dar Kazia.
Tak upłynęło kilka tygodni. Między służbą szeptano już stanowczo, że Sewer stara się o Felę, w sąsiedztwie też o niczem innem nie mówiono.
Jedni radzili, drudzy odradzali. Były wersje, że młodzi są już po słowie, że wyprawa się szyje, że pan Odachowski ma w imieniu przyszłego zięcia rozpoczynać proces z Rudakowskim.
Że to wszystko było bajką, o tem najlepiej wiedziała Kostusia. Staranie się Sewera było widoczne, ale do oświadczyn jeszcze nie doszło. Fela, zniecierpliwiona, zaczynała narzekać, że ją kompromituje, że go widzieć nie chce, że to warjat, narwaniec. Jadwisia nie straciła nadziei, że go potrafi do złości doprowadzić, pan domu żartował sobie z całego świata,