Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kazio poskoczył na ratunek kolegi. Warjat już go na ziemię powalił siłą furji rozpętanej; leżał na nim, szarpał, kąsał, rwał odzież w kawałki. Kazio schwycił go raz i drugi za ramiona, odrzucił go Sewer jak piłkę; dobierał się do gardła ofiary, sam skrzecząc i chrapiąc, jakby cierpiał nieznośnie.
— Sznur! Sznur! — wyjąkał Michał, szamocąc się resztą sił.
Kazimierz porwał sznur, na oknie przygotowany, zarzucił na ręce Sewera, ściągnął, ile sił mu starczyło, przewrócił nieszczęśliwego nawznak, ogłuszył na chwilę. Pan Michał, własnego poturbowania niepomny, skoczył mu z pomocą, we dwóch skrępowali biedaka, podnieśli z ziemi i położyli na łóżku.
Teraz piana jego była trochę różowa i twarz z bladej stała się czarna od nawału krwi. Nieregularne drgania wstrząsały całem ciałem, włosy się zjeżyły, oczy krwią nabiegły.
— Lodu! — rozkazał Michał, obnażając mu szyję i piersi, przecinając sznur na rękach.
Uczuwszy się wolnym, chory poruszył rękami, jakby coś od siebie odpędzał. Musiało go coś strasznie w głowie zaboleć, bo dłonie do czoła podniósł i rysy wykrzywił jak do krzyku, który już się wyrwać nie zdołał. Zamrugał oczami jakby od nagłych blasków. Kazio przyłożył mu lodu do głowy i wtedy oczy przymknął i tylko dyszał, już do żadnego ruchu niezdolny.
I tak go Kostusia znalazła za powrotem, bez czucia, bez wzroku, objętego niszczącem tleniem go-