Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał. Godzina minęła, zanim go uspokoiła, zanim usłuchał i do pacierza klęknął. Ale już nie powtarzał za nią. Zawziął się w jakiemś okropnem milczeniu, które ją, biedną, zgrozą przejmowało. Przeczuwała poza tem milczeniem straszny rozstrój w nieprzytomnej głowie. Niechętnie przyjął lekarstwo, niechętnie dał się do snu ułożyć. Czuwała nad nim aż zasnął, wyczerpany.