Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żadnych rachunków, interesów, niepokojów. Jeśli które z was Assyż zobaczy, to chyba pieszo, jak pielgrzymi to czynią, bo ja już was zawieźć nie mam za co, i wy biedacy jesteście i wyrobnicy.
— To nic — rzekł Franek. — Niech tylko stąd się wydostanę do Olekszyca, będę się uczył i mozolił, aż wymyślę nową machinę. Już ja ją w głowie mam, ale nie całą jeszcze. Gdy ją zbuduję, to mi za nią dadzą wiele pieniędzy. Jak myślisz, Dyzma, pewnie z jakie tysiąc rubli? Wtedy ja was wszystkich do Assyżu zawiozę. Zobaczycie!
— Franek, pamiętaj-że, żebyś prędzej tę machinę zbudował. Jabym zaraz chciała jechać! — wołała Elżunia.
Dyzma zamyślony milczał.
Po chwili, gdy rodzeństwo zajęło się bujnemi marzeniami o dalekich podróżach, on się do babki przysunął i rzekł:
— Babuniu, co my z sobą zrobimy? Elżunia lada dzień zupełnie wyzdrowieje, a wtedy trzeba nam stąd wyjeżdżać.
— To wyjedziemy, dziecko. Macie przecie posadę w Rydze, u Olekszyca.
— Tak, ale droga daleka i kosztowna. Pytałem pana Skina, który tam był. Dwadzieścia rubli wypada na osobę — nas czworo. A w kasie mamy obadwaj piętnaście rubli. Od myślenia o tem głowa mi pęka i rady żadnej nie znajduję.
— Rychło też Pana Boga zoczysz.
— Jakto?
— A bo im ścieżka węższa i stromsza, tem Go prędzej na niej spotkasz. Z Warszawy nas tu przyprowadził, a teraz uczyni z nami dalej, co zechce. Ty, zamiast myśleć i rachować, pacierz zmów i pracuj, jakbyś tu miał pozostać.
— Dziękuję babuni! — uśmiechnął się, całując jej ręce, i rzeczywiście czuł, że z głowy i piersi usuwa mu się wielki ciężar, aż odetchnął z głębi płuc i powstając, wyprostował się ochoczo.