Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Aa, to bardzo ciekawe szczegóły! Znam typy dewotów, którzy popełniają wszelkie nadużycia i przestępstwa z zimną krwią, a potem idą do spowiedzi i wracają z lekkiem sercem do dawnych obyczajów. Pan Fust tedy bardzo się pomylił. Ciekawym też, kto weźmie nagrodę za odwiedzanie jego mogiły? Aby uprzedzić przekupstwa i intrygi, niech pan natychmiast wezwie grabarza. Usłyszymy szczerą prawdę.
Rudolf dał lokajowi stosowny rozkaz i wrócił do stołu, przy którym coś notował ołówkiem.
W jakiś czas potem zameldowano grabarza. Rejent do niego wyszedł i spytał uprzejmie:
— Nieboszczyk pan Fust zostawił ci legat, jeśli dobrze grób jego utrzymujesz. Jakże tam jest? Porządnie?
— O i jak! Ani kurzu nawet, a kwiatów pełno. Jeśli pan nie wierzy, to może pan Kryszpin zaświadczyć. Widział mnie często przy robocie i nawet raz mi dał rubla.
— To pan Kryszpin tam bywa?
— Mało nie co miesiąc. Zawsze kwiatów przyniesie i pomodli się. I młodego pana z Lipowca mogiłę on odwiedza, ale tę to ogrodnik lipowiecki utrzymuje w piękności.
— Słyszy pan! — zaśmiała się ironicznie Tony. — On testament znał i nawet na ten drobny legat się połakomił. To panu wyraźnie człowieka maluje!
— Cóż my teraz zrobimy z sobą? — zwróciła się do brata.
— Wyjedziemy! — odparł lakonicznie.
— Ja tego człowieka widzieć nie chcę! Idę się pakować. Meble stanowczo zabiorę, niech się sądzi.
— I wygra, bo pani nie ma do nich prawa — wtrącił rejent flegmatycznie.
Tony wyszła, hałaśliwie rzucając drzwiami, Rudolf stanął w oknie i szukał w głowie zemsty.
— Jednakże — ozwał się Bełkocki po namyśle — możnaby z tym panem wejść w kombinację. Panby go mógł spłacić.
— Czem? — fuknął Rudolf. — Jestem nędzarzem! Te marne parękroć funduszu co znaczą? Jeśli i oddam