Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A mnie wcale! — odparła zuchwaile dziewczyna. — Niech gadają, żem pana kochanka. Bóg widzi! Bóg też wie, że pan mnie nauczył myśleć i czytać i modlić się, i że mi pan najmilszy ze wszystkich ludzi. To nie żaden wstyd!
Zaśmiała się i, kiwnąwszy mu głową, poszła. O kilka kroków zanuciła:

Ja to wiem, ja to znam,
Żem ja ci nierówna!
Bo ty pan, ataman,
A ja bondarówna...

Dyzma westchnął i pozostał chwilę zapatrzony w czarną noc przed sobą. Potem i on półgłosem zanucił:

Ja! Scheiden und meiden tut weh!...

I były daleko jego myśli od ludzkiej zawiści i krzywdy i doczesnych kłopotów. Były na szklanej górze w zaczarowanym pałacu królewny z baśni...