Strona:Maria Rodziewiczówna - Na fali.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, doradźże pan! — zawołała, trącając go po głowie trzymanym zeszytem.
— Co pani zechce. To naprzykład: osób pięć.
— Za mało. To raczej: osób ośm. Zaraz. Dekoracja pokojowa. Mąż, żona, ciotka, stryj, lokaj, subretka, pocztyljon, turysta. Doskonałe! Widziałam grane w teatrze. Rozdamy role: stryj... pan Adam, ciotka... panna Maltas, żona... ja, turysta... hrabia Iwo, subretka... pani Liza, pocztyljon... pan Gustaw, mąż... pan sam! Otóż i mamy wszystko. Zbierzemy się raz dla odczytania, parę prób i na ferje świąteczne zagramy! Cudownie!
Skoczyła w górę, okręciła się i usiadła znowu.
Teraz dopiero spostrzegła jego wrzrok dziwny i niezwykłe zachowanie.
— Co panu? Może się grać nie chce?
— Nie, ale rolę wolałbym inną. Ustąpię swoją panu Gustawowi.
— Sensu niema Chyba pan nie zna treści. Mężowi nieobecnemu dają znać ciotka i stryj, strzegący cnoty żony, że wnet po jego odjeździe zjawił się jakiś obcy, którego żona ugaszcza, z którym odbywa spacery, śpiewa, gra i flirtuje, na zgrozę całego domu, zbywając śmiechem i drwinami rozsądne przedstawienia. Mąż zazdrośnik przebiera się za wędrownego grajka, aby czułą parę złapać in flagranti. Tableau... ów obcy