Strona:Maria Rodziewiczówna - Na fali.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mam nut z sobą i nie umiem akompanjamentu! Doprawdy nie mogę.
— Panie Józefie, pan zaakompanjujel — zaproponowała gospodyni.
— Półtora roku nie dotykałem klawiszów!
— No, to pan dotknie! Zróbcie mi tę przyjemność na wiązanie!
— Ależ pan Reni nie potrafi bez nut zagrać! — odparła Pepi, śmiejąc się.
— Pan Reni jest artystą... potrafi, jeśli zechce.
— Potrafi pan? — spytała Pepi, mięknąc.
— Jeśli piosnkę, którą znam i pamiętam, to może!
— Ależ pamięta pan! Michaś mi opowiadał, że państwo dawniej zawsze śpiewali razem. A skrzypce pana gdzie?
— To wszystko, pani, należy do historji. Za młodu niegdyś grywałem!
— No, chodźcie, chodźcie do fortepianu tymczasem!
— Służę pani!
Usiadł do fortepianu i wziął parę akordów.
— Co pani każe? — spytał.
— Co pan pamięta.
— Piosenki, które śpiewaliśmy, pamiętam wszystkie — odparł głucho.
— A zatem tę! — wzięła parę akordów.
Zrobiła się cisza. Michał spojrzał na nich. I jemu