Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.

Marzec z deszczem, śniegiem i wichrem szalał nad dworem Kubackim. Drzewa się gięły i jęczały, dachy skrzypiały na oborach, wszystko, co żyło, ludzie i bydlęta pozaszywało się w pościel lub słomę, nawet suka rządcy, najczujniejsza, nie szczekała pod oficyną, ale, tuląc się do drzwi, leżała, przerażona szałem przyrody. Noc była okropna i trzeba było bohaterstwa, by się za próg wychylić.
Jednakże, gdy zegar w izbie wybił dwunastą, rządca się przebudził i zaraz zerwał się z łóżka.
Chwilę walczył ze snem i ze zmęczeniem dnia poprzedniego, potem się wzdrygnął, słysząc wycie wichru, wreszcie zrezygnowany do obowiązku, począł się odziewać pociemku, by nie zbudzić matki, śpiącej w sąsiedniej stancji.
Naciągnął buty, jeszcze mokre od wieczora, kożuszek, poszukał czapki, latarni, wyjął z pod poduszki pęk kluczów i na palcach wyszedł do sieni.
Tu już wicher hulał w najlepsze, ledwie mu dozwolił zapalić świecę w latarni. Za drzwiami suka, usłyszawszy pana, zapiszczała radośnie i gdy otworzył, wpadła mu pod nogi. Razem z nią pęd wichru zatamował mu prawie oddech.