Strona:Maria Rodziewiczówna - Macierz.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A w domu oprócz pana kto był więcej?
— Tylko służąca. Zastałem ją drzemiącą w kuchni i posłałem corychlej po pannę Jasińską. Byłem pewien, że to chwilowe ogłuszenie i omdlenie.
— A żony pańskiej niema?
— Wyjechała przed tygodniem do rodziny.
Z kolei zawołano do zeznań służącą.
Ta niewiele umiała powiedzieć. Pan jej kazał nastawić samowar — podała herbatę — panowie byli wtedy dwaj tylko — potem przyszedł z miasteczka Szczepański — spytał czy komisarz w domu; kazał się zameldować i poszedł do kancelaryi.
Potem ją sen zmorzył, bo pranie miała tego dnia i wstała o świcie, więc zasnęła, i dopiero pan ją zbudził, wołając: Leć po pannę Jasińską — powiedz, że brat zachorował.
Teraz stanowy zwrócił się do tejże.
— O której godzinie pani się dowiedziała o wypadku?
Dziewczyna podniosła się była z kolan i stała nad zabitym — wpatrzona weń — bez łez, szlochań — w jakiemś kamiennem osłupieniu.
Urzędnik parę razy zapytanie powtórzył, dopiero zrozumiała, że to do niej mówią.
— Nie patrzałam na godzinę — odpowiedziała, oczu nie podnosząc. — Dano mi znać, pobiegłam i tak go znalazłam. Czy mogę go zabrać?
— Jeszcze nie, pani. Muszą być oględziny lekarskie. Potem zaniosą go do mieszkania.
— Niech pani się usunie! — prosił doktor, a Bielak zbliżył się do niej, i dodał:
— Proszę wrócić do domu. To nie dla pani widok, ja wszystko załatwię, i będę na usługi pani,